Alfabet „Morsa”

       Podczas życiowych rejsów, które przychodzi nam odbywać, jest taki czas kiedy dialog międzyludzki ulega pewnym zakłóceniom. Zjawisko spowodowane różnym czynnikami, będące mniej lub bardziej kontrolowane.
       Kominikacja wówczas wychodzi różnie, co sprawia że obie strony muszą się dostosować do jednego sposobu, jednego języka aby efekt był namacalny. Myśli, słowa, gesty, czyny... Ale jak to wychodzi na odległość? Według osiągnięć nowych technologii można rozmawiać za pośrednictwem video konferencji, zbliżonej najbardziej do efektów oczekiwanych. Jednak pojawia się poważny minus takich sytuacji. Nie zmieniamy zasady - wciąż mówimy do maszyny.
       Zatraca się wówczas całe piękno i charakter kontaktów bezpośrednich i nijak się ma to do całości przekazu. Coraz bardziej nowocześnie, ale jednak „bezpłciowo”. Przypomina to początki historii komunikacji, gdzie jeden język pozwalał nadawać wiadomości niezależnie od narodowości, miejsca położenia.
       Przypomina się czywiście alfabet Morsa. Odbieramy sygnał, potem rozszyfrowujemy. W taki sposób można dopiero złapać owe porozumienie. W życiu codziennym dzieje się bardzo podobnie. Coś mówimy, nadajemy, ale czy jesteśmy rozumiani?
       Język... Czytanie między wierszami... Kontekst... W pewnym momencie uświadomiła mi to moja Ania. Dostrzegając wiele czynników, które wpływają na prawidłową rozmowę i właściwy jej poziom. To my sami. Nasze podejście do rozmówcy, nasze zaangażowanie w dialog, wygłaszaną treść, intencję, atmosferę, nie mówiąc już przy kontakcie głosowym o tonie lub na wizji geście. Jestem pod wrażeniem, że codzienna czynność została rozłożona na czynniki pierwsze i dokładnie wyjaśniona. Nie będąc psychologiem zawodowym (a predyspozycje ma ogromne do tej profesji) potrafiła wyprowadzić rozprawę na ten temat, gdzie filozofia i psychologia splotły się w jedno.
       Mój opis przedstawiam oczywiście w pewnym skrócie przytaczając jedynie hasła, które w literaturze pełnią już właściwą funkcję. A tak naprawdę w naszym pędzie życiowym od pewnego czasu stają się chaotyczne lub niekiedy zanikają.
       Czy mieliści Państwo okazję odczuć, że świat chwilami przestaje się rozumieć? Że przytłacza w ciągłęj walce o rozwój cywilizacyjny? Jaby jednocześnie budować i niszczyć, a w efekcie stać w miejscu? Po co rózwój dziedzin które z natury istnienia doprowadzają do destrukcji?
        Odnoszę wrażenie, że wszystko powraca do punktu wyjścia. Mimo całego rozwoju, człowiek będzie najważniejszy. To on nadaje komunikat i odbiera. Motto Ani brzmi: "Patrzcie i słuchajcie uważnie, a wiele rzeczy zrozumiecie"


klem